środa, 24 grudnia 2014

Rozdział IV; The Magic of Christmas

24 GRUDNIA, ROK 2034 ~ MANCHESTER 

Zaraz po zeszłorocznych świętach w Lii rozpoczęła się wewnętrzna zmiana. Jej stosunki z matką się poprawiły i coraz więcej myślała o przemianie, jaka w niej zaszła z inicjatywy młodego Hiszpana. Do dziś żałuje, że nie zabrała jego numeru telefonu. Bardzo za nim tęskniła, a na swoich wargach ciągle czuła smak jego ust.
Tegoroczne święta rodzina Fabregas i Pique miała spędzić razem, w willi Cesca. Lia wyczekiwała tego dnia od trzech miesięcy, gdy doszły ją słuchy, że święta spędzi z Milanem. Długo stała przed lustrem i pielęgnowała swoje długie, brązowe włosy. W głowie miała zaplanowany ten dzień i nikt jej nie pokrzyżuje planów. Usłyszała dzwonek do drzwi i wybiegła z pokoju z hasłem 'ja otworzę!'. Przekręciła klucz w zamku, a jej oczom ukazała się Shakira i Gerard, którzy zaraz wzięli w ramiona córkę przyjaciela. Zaraz po gorącym przywitaniu, zaczęła wypatrywać za rodzicami Milana, jednak chłopaka nie było.
- Ciociu.. - próbowała zadać pytanie, jednak Shakira pogrążona była w rozmowie z Daniellą. Przeniosła wzrok na Gerarda, jednak ten tonął w objęciach Cesca. Zrezygnowana poszła do salonu i usiadła przy świątecznym stole, czekając na resztę domowników i zaproszonych gości. Po dziesięciu minutach dostrzegła szeroko uśmiechniętą Kolumbijkę, która zajęła miejsce naprzeciw niej.
- Lia, dlaczego jesteś taka smutna? - zapytała, nalewając sobie soku do szklanki, a jej śnieżno biały uśmiech wydawał się powiększać.
- Bo.. liczyłam, że Milan z wami przyleci.. - jej głos z każdym kolejnym słowem stawał się cichszy, aż pomiędzy kobietami zapanowała totalna cisza. Lia niepewnie spojrzała na ciocię i dostrzegła łzy w jej wielkich czekoladowych oczach. - ciociu, wszystko w porządku? - Lia była kompletnie zaskoczona obrotem spraw. Kolumbijka zaczęła płakać i opuściła pomieszczenie, obijając się w drzwiach o Gerarda. Próbował ją zatrzymać, ale ta była silniejsza. Przeszła do łazienki i zamknęła się w niej, ku zdumieniu Hiszpana i Lii. Gerard spojrzał na Lię i powoli usiadł na miejscu, które wcześniej zajmowała Shakira.
- Lia.. co się stało, że Shak płacze?
- Nie mam pojęcia.. - dziewczyna zaczęła się jąkać i zanim spojrzała wujkowi w oczy, nerwowo poprawiła włosy. - ja tylko.. liczyłam, że Milan z wami przyleci i wtedy ciocia wyszła.. - niepewnie spojrzała mu w oczy, które tak jak oczy Kolumbijki wypełniły łzy. Po chwili do pokoju wszedł Fabregas, zdziwiony całym zajściem.
- Powiedźcie mi, dlaczego Shakira płacze w łazience?
- Cesc, Lia nic nie wie o Milanie? - Gerard zignorował pytanie Cesca i pełen bólu spojrzał w oczy przyjaciela. Cesc dopiero po chwili zrozumiał co jest przyczyną płaczu Kolumbijki i nerwowo przeczesał włosy, zajmując miejsce koło córki.
- Powiecie mi o co chodzi? - serce Lii nabrało nierównego tępa bicia, a wzrokiem błądziła od wujka do taty.
- Skarbie.. - Cesc objął córkę ramieniem i niepewnie spojrzał w oczy przyjaciela, który skinął głową, wyrażając zgodę na kontynuację. - Milan rok temu zginął.. gdy leciał na testy do Manchesteru, jego samolot się rozbił..
- To nie prawda.. - głos zaczął jej się załamywać. Wyrwała się z uścisku ojca i zaczęła kierować się do wyjścia. - on żyje! Rozmawiałam z nim.. to nie jest prawdą.. - nie wytrzymała. Pośpiesznie chwyciła za płaszcz i wybiegła z domu. Pobiegła na most z nadzieją, że spotka tam Milana i razem będą się śmiać, że całej rodzicie udało się ją nabrać. Jednak nie.. nie było go na moście, dostrzegła parę zakochanych, która obdarowywała się pocałunkami. Ponownie z jej oczu wypłynęły łzy i powoli podeszła do poręczy mostu. opierając na niej głowę. Długo tak stała nie przejmując się zimnem, które zaczęło ogarniać jej ciało. Nagle z nieba zaczął pruszyć śnieg. Usłyszała śmiechy za sobą i delikatnie się uśmiechnęła.
- Ashley, spójrz.. płatki śniegu są tak wielkie jak pióra..
- Chyba anioły pozbywają się swoich zbędnych piór ze skrzydeł. - ponownie się zaśmiali i trzymając się za ręce zeszli z mostu i szli dalej przed siebie. Po policzku spłynęła jej pojedyncza łza. Odsunęła się od krawędzi mostu i złożyła ręce, czekając, aż na jej dłoniach spocznie płatek śniegu. Spojrzała w niebo i ponownie się uśmiechnęła.
- Dziękuję.. - wyszeptała i jeszcze chwilę została w swoim miejscu. Poczuła na sobie ciepły podmuch wiatru, co wywołało na jej ustach szerszy uśmiech. Był to dla niej znak, od najlepszego przyjaciela..

_________________________________

Takiego zakończenia raczej nikt się nie spodziewał :) 
Początkowo pomysł był inny, jednak ten wydawał mi się bardziej kreatywny :) 
Dziękuję wszystkim czytelnikom, za prawie tysiąc wyświetleń i za miłe komentarze :) 
Do zobaczenia na następnym blogu! :)

WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! ♥

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział III; When A Child Is Born

Stała przed lustrem i dokonywała ostatnich poprawek w swoim wyglądzie. Poprawiła włosy, nakładała na usta pomadkę i na końcu nakładała tusz na rzęsy. Za drzwiami jej pokoju panowała rodzinna atmosfera, Słyszała śmiechy swojego przyrodniego rodzeństwa, które na wigilię przybyło ze swoimi rodzinami. Słyszała dziadka, który narzekał, że tata każe mu zgasić papierosa. Już miała wychodzić, gdy usłyszała głos matki. Momentalnie pogorszył jej się humor. Nie potrafiła, a może nawet nie próbowała zacząć ją tolerować. Miała do niej ogromny uraz i okazywała to na każdym kroku. Opuściła pokój ze sztucznym uśmiechem. Nie odzywając się słowem do reszty domowników, zasiadła do bogato zastawionego stołu i obserwowała padający za oknem śnieg. Po chwili dosiadł się do niej dziadek, który troskliwie jej się przyglądał.
- Lia, Skarbie.. co się dzieje? - dziewczyna oderwała wzrok od okna i oparła głowę na ramieniu dziadka.
- Nie chce jej tu..
- Nie przejmuj się, ja też nie potrafię na nią patrzeć. - cicho się zaśmiała i wygodnie usiadła na krześle, ponieważ do pomieszczenia weszła Daniella, a za nią reszta rodziny. Lia obrzuciła ją chłodnym spojrzeniem, czego nie odwzajemniła jej matka. Ciepło się uśmiechnęła i na jej nieszczęście zajęła miejsce obok niej.
- Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję. - wymamrotała i błagalnie spojrzała na Cesca, który był cały w skowronkach. Po paru minutach wszyscy siedzieli przy wigilijnym stole. Kosztowali świątecznych potraw, rozmawiali o zmianach, które nastąpiły w ich życiu i częstowali się winem. Lia całą wigilię przegadała z dziadkiem, perfidnie ignorując prośby Danielii, by zamieniła z nią parę słów. Nie podzieliła się z nią nawet opłatkiem.
- Moi drodzy! - w salonie rozległ się głos Fabregasa. Lia spojrzała na ojca z zapytaniem, gdy zauważyła stojącego u jego boku Daniellę, z szerokim uśmiechem. - razem z Daniellą, chcielibyśmy coś ogłosić, korzystając z okazji, że jesteśmy tutaj wszyscy razem. - Lia zaczynała się domyśleć, o czym chce poinformować całą rodzinę Hiszpan.
- Nie zrobisz mi tego.. - wyszeptała sama do siebie, zaciskając kciuki.
- Ja i Daniella postanowiliśmy się pobrać. - Lia stała na środku pokoju tępo wpatrując się w rozradowanego ojca, którego obściskiwała jej matka. Spojrzała na dziadka, który tak jak ona, nie był zadowolony z obrotu spraw. Była sparaliżowana, nie potrafiła wydusić ani słowa sprzeciwu. Ponownie spojrzała na dziadka, który podszedł do niej i złożył pocałunek na jej policzku. Po czym założył płaszcz i opuścił dom syna. Pozostała część rodziny gorączkowo rozmawiała o ślubie i wznosiła z tego powodu toasty.
- Lia, nie cieszysz się? - usłyszała pełen przesadzonej słodyczy głos matki i po chwili poczuła na sobie spojrzenie każdego z domowników. Odzyskała głos i swobodę ruchu. Blado się uśmiechnęła, po czym zażenowaniem pokręciła głową.
- Nie. Nie cieszę się. - zapadła cisza. Każdy z zakłopotaniem na siebie spoglądał i cierpliwie wyczekiwał awantury, która zaraz miała wybuchnąć pomiędzy Lią, a jej ojcem.
- Lia, będziesz miała oboje rodziców przy sobie..
- Ja mam tylko tatę. - chłodno spojrzała na Daniellę, na której twarzy pojawił się grymas.
- Lia, rozumiem, że możesz mieć do mnie uraz,. ale daj mi szansę..
- Róbcie sobie co chcecie, pobierajcie się, zdradzajcie, to mnie nie dotyczy, mam swoje życie. - powiedziała na jednym wdechu, po czym udała się do przedpokoju zabierając płaszcz z garderoby.
- Lia wróć! - usłyszała za sobą pełen determinacji głos ojca. Zignorowała go. Zapięła płaszcz i wyszła z domu na zasypane śniegiem ulice Londynu.


~ * ~

Będąc na chłodnym powietrzu wszystkie negatywne emocje z niej wyparowały. Jej marsz był spokojny, wzrok nieobecny. Powoli kroczyła przed siebie nie mając określonego celu. Nogi jednak same poniosły ją na most, nad którym przez lata spędzała wiele czasu. Oparła się o jego poręcz i wpatrywała się w granatowe niebo.
- Wszystko w porządku? - usłyszała po swojej prawej stronie ciepły i znajomy głos, na którego dźwięk delikatnie się wzdrygnęła.
- Milan? Co ty tutaj robisz? Dlaczego nie jesteś z rodziną?
- Jeszcze nie przylecieli z Barcelony, opóźnienia jakieś są na lotnisku. - pogodnie się uśmiechnął i przybliżył do przyjaciółki. - a ty? Co tutaj robisz? - Lia spuściła wzrok na zasypaną śniegiem taflę jeziora i niepewnie oparła głowę o ramię przyjaciela.
- Troszeczkę mnie poniosło.. tata i mama się pobierają.. - Milan cicho westchnął rozumiejąc zachowanie Lii. Oparł głowę o jej głowę i objął ramieniem.
- Może mama się zmieniła? Każdy zasługuje na drugą szansę. - Lia gorzko się zaśmiała i spojrzała w jego ciemne oczy.
- Wiesz co?
- Nie mam pojęcia.
- Nie jesteś przypadkiem aniołem?
- Co masz na myśli?
- No..  - Lia zarumieniła się czując na sobie wzrok Hiszpana. Podniosła głowę i niepewnie spoglądała mu w oczy. - zawsze jesteś kiedy Cię potrzebuję, a nawet Cię o to nie proszę.. jak anioł stróż.
- Wierzysz w anioły, a w Boga nie? - Lia badawczo mu się przyglądała, dopiero po chwili rozumiejąc, co powiedziała. - przecież anioły są wysłannikami Boga. - Milan szeroko się uśmiechał patrząc jej w oczy, po chwili przenosząc wzrok na kościół przed nimi. - przepraszam, że za każdym razem rozpoczynam ten temat, ale.. kim dla Ciebie jest Bóg? Co czujesz, jak o nim myślisz? - Lia bała się odpowiedzieć. Radość na twarzy Hiszpana sugerowała, że osiągnął swój zamierzony cel, który do tej pory nie był jej znany.
- Dla mnie Bóg nie istnieje.. jak o nim myślę, to czuję odrazę.. nienawiść.. nigdy Go przy mnie nie było, jak Go potrzebowałam. - Niepewnie na niego spojrzała i ponownie dostrzegła szeroki uśmiech,
- Wytłumacz mi jak możesz nienawidzić kogoś, kto według Ciebie nie istnieje? - między dwójką przyjaciół zapanowała cisza. Nie była ona w jakimś stopniu krępująca, wręcz przeciwnie. Była to cisza, która dała młodej dziewczynie do myślenia. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo była głupia, jak bardzo chciała wszystkim udowodnić, że to, w co wierzą ludzie jest brednią wyssaną z palca. Wmawiała sobie, że Boga nie ma.. a tak naprawdę wielokrotnie o Nim myślała i zastanawiała się, dlaczego nie chce jej pomóc. - Lia, jesteś tu ze mną? - usłyszała śmiech przyjaciela i po chwili znalazła się w jego ramionach. Przytulała go do siebie najmocniej jak potrafiła, Czuła, że w jej oczach gromadzą się łzy.
- Milan.. ja nie wiem jak ty to zrobiłeś.. Boże, jaka ja byłam głupia..
- Spokojnie. Lepiej późno niż wcale.
- Dziękuję. - Spojrzała mu w oczy i delikatnie się uśmiechnęła. Teraz wszystko wydawało jej się takie proste. Wróci do domu, przeprosi tatę i spróbuje wybaczyć matce. Wszystko dzięki Hiszpanowi. Długo patrzyli sobie w oczy. Lia nie mogła się dłużej powstrzymywać. Stanęła na palcach i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Milan był zdziwiony zachowaniem przyjaciółki, co nie znaczy, że pocałunek mu się nie podobał. - wesołych świąt.
- Wesołych świąt. - Lia zrobiła dwa kroki w tył, uwalniając swoją dłoń z uścisku przyjaciela, ciągle patrząc mu w oczy. Uśmiechnęli się do siebie i Lia udała się w kierunku domu. Po chwili odwróciła się, by móc jeszcze raz na niego spojrzeć, lecz już go nie było..

________________________________________

Przepraszam, ze rozdział pojawia się dziś, a nie tak jak planowo miało być, czyli wczoraj :)
Epilog pojawi się w Wigilię, na 101% :3 
Co do bloga - inspiracją do napisania takiego opowiadania był film "Bóg nie umarł" :) osobiście bardzo go polecam ^^ słowa "Wytłumacz mi jak możesz nienawidzić kogoś, kto według Ciebie nie istnieje?" są właśnie zaczerpnięte z scenariuszu tego właśnie filmu :) 

Następny jak i ostatni już rozdział pojawi się 24 grudnia :)) 

czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział II; I hate Christmas


~ * ~
Następny dzień nie zapowiadał się kolorowo. Trzaskając drzwiami opuściła dom, słysząc za sobą rozkaz taty, by wracała. "Chyba śni". Nie po tym, czego się od niego dowiedziała. Opatuliła się szalikiem i włożyła słuchawki do uszu. Idąc kopała w zlepki śniegu, rozładowując w ten sposób swoją złość. Obijała się o przechodniów i rzucała w ich kierunku mało szczere 'przepraszam'. Przeszła przez most i obrała kierunek na kawiarnie, by móc rozgrzać skostniałe dłonie i napić się ulubionej kawy. Ledwo przekroczyła próg kawiarni gdy dostrzegła Milana, pogrążonego w lekturze jakiejś książki i popijającego herbatę. Uśmiechnęła się do siebie i zajęła miejsce przed przyjacielem.
- Hej. - Milan zakrztusił się herbatą na dźwięku melodyjnego głosu Lii. Uśmiechnął się do dziewczyny i zamknął książkę, odkładając ją na bok.
- Hej, miło Cię widzieć.
- Mi Ciebie również. Co czytasz? - zapytała, biorąc do rąk książkę. - "Gerard Pique. Urodzony na Camp Nou". - Otworzyła książkę na pierwszej stronie i przeleciała wzrokiem treść. - nie wierzę, że jeszcze jej nie przeczytałeś. To była moja pierwsza książka, którą przeczytałam, gdy nauczyłam się płynnie czytać. - Milan spłonął rumieńcem i nerwowo się zaśmiał.
- Nie jestem fanatykiem książek. Postanowiłem ją jednak przeczytać, bo to tak głupio nie poczytać o własnym ojcu.
- Będę Ci to wypominać. - pokazała mu język i złożyła zamówienie kelnerce, która właśnie podeszła do stolika.
- Spokojnie, też coś na Ciebie znajdę. Jak już mówimy o moim tacie, to może zapytam co u wujka? - uśmiech, który gościł na jej ustach momentalnie zbladł. Spuściła wzrok i rozpięła kurtkę, kładąc ręce na stoliku.
- Pokłóciliśmy się.
- Można wiedzieć o co? - Lia zaczęła się bawić paznokciami ignorując pytanie. - jeśli nie chcesz mówić, to oczywiście zrozumiem.
- Nie.. tylko.. no bo u mnie się wiele zmieniło.
- Co się zmieniło? - spojrzał z troską w jej czekoladowe oczy, które w stu procentach odziedziczyła po Fabregasie. Widząc jej załzawione oczy, niepewnie złapał jej dłoń. - ej.. to ja, Milan. Twój przyjaciel. Mi możesz powiedzieć wszystko. - delikatnie się uśmiechnęła i ścisnęła jego dłoń.
- Znasz prawdziwą przyczynę, dla której tata zaczął grać dla United?
- Sytuacja finansowa Chelsea?
- Błąd. - Lia puściła dłoń przyjaciela i podziękowała kelnerce za kawę. Objęła kubek rękoma i wzięła głęboki wdech. - Moja.. wyrodna matka.. zdradziła tatę z jednym z piłkarzy. Przez rok go okłamywała, dlatego tata spakował siebie, mnie i przylecieliśmy do Manchesteru. - spojrzała na ciemne oczy Milana, badając jego reakcję.
- Nie wiedziałem.. przykro mi..tata nic nie wspominał..
- Nie miałeś prawa wiedzieć, tata nikomu nie powiedział o romansie matki. Jak ktokolwiek pytał, dlaczego nie ma z nim Danielli, to rozstali się, po prostu. Nikt nie dociekał dlaczego. - zacisnęła dłoń na uszku kubka i zrobiła mały łyk kawy.
- Przepraszam, że zapytam, ale.. o co pokłóciłaś się z tatą?
- Bo ta dziwka przyjeżdża na święta. - Milana zaskoczyły mocne słowa, które wypłynęły z jej ust. Skinął tylko głową i ponownie na nią spojrzał.
- Tata się cieszy?
- Jak głupi.. już chyba zapomniał jak go potraktowała, a później mnie.
- Ciebie?
- Po trzech latach od ich rozstania, zapomniała, że ma jeszcze jedną córkę. Od dziewięciu lat nie mam z nią kontaktu, a teraz nagle przyjeżdża. Nie zniosę jej widoku przy świątecznym stole.. teraz, to już w ogólnie nie mam powodów, by lubić ten Twój, jak to tam nazywasz? "Magiczny czas". - prychnęła pod nosem i ponownie zamoczyła usta w kawie.
- To spędź święta ze mną i moją rodziną, tak jak dawniej.
- Zniszczyłabym wam atmosferę. Przesiedzę wigilię na mieście. Nic nie stracę.
- Lia.. - Milan podniósł się na krześle i badawczo spoglądał w jej oczy. - w święta nikt nie powinien być sam.
- Milan, musisz zrozumieć, że te święta nic dla mnie nie znaczą. Zwykły czas w ciągu roku.
- Co jeszcze stało się w twoim życiu, że przestałaś wierzyć?
- Dorosłam, to się stało.
- Z tego się nie wyrasta.
- Trzy lata temu straciłam babcie, pół roku temu patrzyłam, jak moja przyjaciółka wiesza się na strychu swojego domu, niedawno zostawił mnie chłopak, który obiecywał spędzić ze mną resztę życia, moja matka przez całe życie miała mnie w dupie, a ty się pytasz, co się jeszcze stało w moim życiu.. ja się pytam. gdzie był Bóg, gdy Ci wszyscy ludzie postanowili odejść z mojego życia? - Z każdym kolejnym zdaniem jej głos stawał się donośniejszy, a w oczach gromadziły się łzy. Milan uważnie jej się przyglądał, przygryzając z bezradności wargi. - To by było na tyle. - wyszeptała zapinając kurtkę i dopijając kawę. Następnie nic nie mówiąc, opuściła kawiarnię, zostawiając Hiszpana samego. Czuł na sobie spojrzenia każdego obecnego w kawiarni. Dopił herbatę i położył banknot na stół, szybko się ubierając i wybiegając z ciepłego pomieszczenia. Starał się wzrokiem odszukać dziewczyny, jednak nigdzie jej nie było. Zaklną pod nosem i udał się w kierunku mieszkania.

~ * ~ 

Nie minęło dziesięć minut, gdy znalazła się pod domem. Ocierając łzy przekręciła klucz w zamku i niemal potknęła się o walizki w przedpokoju. Spojrzała na etykietkę z nazwiskiem i gdy odczytała "Semaan", z całej siły kopnęła w bordową walizkę. Ściągnęła słuchawki z uszu i usłyszała głos swojej rodzicielki. Po chwili stała już naprzeciw niej i szeroko się uśmiechała.
- Wesołych świąt córeczko! Jak ty wyrosłaś! - kobieta chciała ją przytulić, jednak ta stanowczo się odsunęła.
- Spierdalaj. - wyszeptała i minęła matkę, zamykając się na klucz w pokoju.

__________________________________________

No więc taki króciutki rozdział dzisiaj :) bardzo przepraszam czytelników, którzy nie za bardzo są przekonani do Boga i wgl. i rozumiem, że blog może się nie podobać ;3
Do końca jeszcze dwa rozdziały :) kolejny w niedzielę :)

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział I; Christmas time


~ Anglia; Manchester, 20. XII. 2030r. ~ 

W samotności pokonywała zaśnieżone ulice Manchesteru. Obserwowała szczęśliwe rodziny, które w pośpiechu dokańczały ostatnie przygotowania do świąt. Przed chwilą potrącił ją mężczyzna, niosący na ramieniu niewielką choinkę, pod nogami zaplątał jej się głodny czarno-biały kot i jakieś dziecko rzuciło w nią śnieżką, po czym życzyło wesołych świąt.
Wszystko super, tylko dlaczego nikt nie rozumie, że dla niej święta nie istnieją? Dlaczego wszyscy ludzie, których spotyka, zakładają na twarze maski uśmiechu i rzucają w swoim kierunku mało szczere "wesołych świąt"?
Owszem, obchodziła święta, ale tylko ze względu na tatę. Straciła całą wiarę, będąc jeszcze małą dziewczynką. Najpierw razem z tatą wyjechała tu, do Manchesteru, po trzech latkach jej biologiczna matka o niej zapomniała, chłopak, z którym była, zostawił ją dla córki Wayne'a Rooney, trzy lata temu zmarła jej babcia, a jej najlepsza przyjaciółka - Shontelle, popełniła samobójstwo pół roku temu. Była ona jej jedynym wsparciem w tym przeklętym mieście. Nienawidziła tego miejsca, chciała uciec, ale jednak coś ją tu trzymało.. tata. Człowiek, który oddał jej całe serce, który podczas swojej kariery w United, dedykował każdą strzeloną bramkę, jedyny facet, któremu mogła zaufać. Obiecała sobie jednak, że wyjedzie do Włoch, a konkretnie do Mediolanu. Była tam niejednokrotnie i zakochała się w tym mieście. Zabierze ze sobą tatę i będą żyli długo i szczęśliwie, we dwoje - nikt więcej. 
Spojrzała w lewo i ujrzała ludzi, którzy wychodzili z kościoła po wieczornym nabożeństwie. Schowała ręce do kieszeni i szła dalej.
"Boga nie ma".
Dla niej nie istniał, nie wierzyła w nic, nie miała zasad, liczyła się tylko ona i jej idea. Przecież, gdyby istniał, nie spotkałoby ją i jej ojca tyle zła.
Stanęła na rozwidleniu dróg i zastanawiała się którędy dalej iść. W lewo, gdzie podąża tłum fałszywych chrześcijan, czy w prawo, gdzie znajduje się most, na którym podejmowała swoje życiowe decyzje. Wybór nie był tak trudny, jakby się wydawało. Przeszła po drewnianym moście i spojrzała w dół. Pod nią znajdowało się zamarznięte jezioro. Niestety, przysłonięte śniegiem. Podniosła wzrok i spojrzała przed siebie, obserwując ludzi, który wybrali się na spacer.

~ * ~ 

Fałszywy chrześcijanin?
Nie. Milan od małego wychowywany był wierze i uczestnictwo w niedzielnym nabożeństwie było dla niego rzeczą świętą.
Kim jest Milan? Synem Gerarda Pique i Shakiry.
Co robi w Manchesterze? Tak jak ojciec przed laty, został wypożyczony z Barcelony do United.
Nie podobało mu się miasto, było ono totalnym przeciwieństwem wiecznie słonecznej Barcelony.
Założył rękawiczki na dłonie i spacerkiem wracał do swojego mieszkania, niedaleko Old Trafford. Jednak gwałtownie się zatrzymał i zawiesił wzrok na drobnej postaci na moście. Nie dostrzegał jej twarzy, dzieliła ich zbyt duża odległość. Jednak coś ciągnęło go do dziewczyny i nie myślał o niczym innym, jak o zamianie paru zdań z brunetką.
Nie wiedział jak zagadać, o co zapytać i jak się zachować. Tak naprawdę nie zna tej dziewczyny i może jej się nie spodobać, że zawraca jej głowę.
Gdy stał już niedaleko brunetki, ta odwróciła się i na niego spojrzała. Nie wiedzieli dlaczego bez żadnej krępacji patrzą sobie w oczy. Nie rozumieli, dlaczego dla ich obu owe zachowanie jest jak najbardziej naturalne. Jedno było pewne - coś, co oboje mieli w oczach, bardzo ich do siebie pociągało i powodowało, że cały otaczający świat przestawał istnieć. Lia uśmiechnęła się, czym trochę zawstydziła Milana, który niemal natychmiast spuścił wzrok.
- W czymś panu pomóc? - zapytała, z nieschodzącym z ust uśmiechem. Milan ponownie spojrzał jej w oczy i zbierał się do odpowiedzi.
- Nie.. tylko.. zgubiłem się - Lia spojrzała na chłopaka z zapytaniem, a ten ze zmieszaniem podrapał się po głowie. - od niedawna mieszkam w Manchesterze i zapomniałem drogi powrotnej do mieszkania.
- Jak powiesz mi w jakiej mieszkasz dzielnicy, to powiem Ci jak się tam dostać.
- Mieszkam obok Old Trafford.
- To niedaleko. - dziewczyna stanęła na poręczy mostu i wskazała palcem wskazującym na kościół. - wystarczy obejść kościół i iść prosto.. stadion rzuci Ci się w oczy. - Milan uśmiechnął się i podziękował, następnie podchodząc do Lii i opierając się o poręcz mostu.
- Tak naprawdę to wcale się nie zgubiłeś, prawda? - nieśmiało się uśmiechnęła, spuszczając wzrok na swoje buty i wywołując u Milana nerwowy śmiech.
- Przejrzałaś mnie. - Oboje się zaśmiali i ponownie na siebie spojrzeli. - jestem Milan.. a ty?
- Lia. - uśmiechnęła się i uścisnęła wyciągniętą przez Hiszpana dłoń. - wspominałeś, że mieszkasz tu od niedawna?
- Zgadza się, mieszkam tu od tygodnia.
- W takim razie, co sprowadza Cię do takiego koszmarnego miejsca, jakim jest Manchester? - Milan zaśmiał się, ale gdy dostrzegł powagę na twarzy dziewczyny, nerwowo odchrząknął i skupił się na odpowiedzi.
- Jestem piłkarzem, zostałem wypożyczony z Barcelony do United.
- Na jakiej grasz pozycji?
- Tak jak mój tata, czyli na stoperze. - Lia uważnie przyjrzała się Milanowi i powoli zaczynała łączyć fakty.
- Czekaj.. Jesteś Hiszpanem, grałeś w FC Barcelonie, a Twój tata grał na pozycji stopera?
- Zgadza się. - zapanowała chwila ciszy, z której Milan nic nie rozumiał.
- Jesteś synem Gerarda Pique? Wiem, że to może wydawać się głupie, ale jesteś bardzo do niego podobny. - delikatnie się uśmiechnęła i ponownie zajęła się wrzucaniem śniegu do jeziora.
- Tyle, że.. - Milan podrapał się po głowie i poczuł na sobie wzrok dziewczyny. - Gerard Pique jest moim tatą.  - Lia zaniemówiła i tępo wpatrywała się w chłopaka. Już rozumiała, dlaczego nie potrafiła oderwać wzroku od jego spojrzenia, dlaczego patrzenie w te oczy było takie naturalne.
- To powiem Ci, że to nie jest nasze pierwsze spotkanie.
- Co masz na myśli?
- Skup się. - Lia złapała Milana za rękę i pociągnął na jedną z odśnieżonych ławek niedaleko mostu. - Nazywam się Lia Fabregas. - szeroko się uśmiechnęła i czekała na reakcję swojego przyjaciela z dzieciństwa.
- Nie wierzę. - Milan po chwili zaczął się śmiać i nie wiedząc dlaczego przytulił Lię, która nie miała nic przeciwko i odwzajemniła uścisk, razem się śmiejąc.
- Ile to minęło lat?
- Z dwanaście. - zrobiła smutną minę i podniosła się z ławki. - przejdziemy się? Jest strasznie zimno, a musimy porozmawiać!
- Oczywiście! Służę ramieniem. - Lia zaśmiała się i skorzystała z propozycji przyjaciela. - opowiadaj, jak tam przygotowania do świąt?
- Tata od tygodnia o tym gada, a mi się te święta przejadły.
- Jak mogły przejeść Ci się święta? Przecież to taki magiczny czas.
- Co masz na myśli, mówiąc 'magiczny'?
- Bóg się rodzi..
- Boga nie ma. - weszła mu w słowo i zapanowała chwila ciszy, po której Milan bacznie przyglądał się Lii.
- Nie wierzysz w Boga?
- Zwątpiłam. - odpowiedziała bez ogródek, przybierając poważny ton i wyraz twarzy. - za dużo złego wydarzyło się w moim życiu, by móc spokojnie wierzyć w Jego istnienie. Obchodzę święta tylko ze względu na tatę, jak dla mnie, Boże Narodzenie, to zwykły dzień w ciągu roku.
- On istnieje.
- Milan.. nie wiedzieliśmy się dwanaście lat, naprawdę musimy poruszać taki drażliwy temat, jakim jest istnienie Boga? Nie wierzę i koniec. Nie zmienisz tego, nikt tego nie zmieni. - ponownie między dwójką przyjaciół zapanowała cisza, która z każdą sekundą stawała się bardziej napięta. - muszę lecieć, tata pewnie się martwi. - Lia puściła ramię przyjaciela i spojrzała mu w oczy. - trzymaj się Milan, do zobaczenia. - Hiszpan nic nie odpowiedział. Stał w miejscu i odprowadzał w wzrokiem swoją przyjaciółkę. Zastanawiał się co wydarzyło się złego w jej życiu, że przestała wierzyć. Postawił sobie za cel, że dowie się o jej przeszłości i pomoże znowu uwierzyć.
To nie była tylko przyjaciółka, to był ktoś, kto mógł być istotnym fragmentem jego szczęścia.

_______________________________________

Jest jedynaczka :) taki średni :')
Na dwójeczkę zapraszam w czwartek :)

Do następnego! ;*

piątek, 12 grudnia 2014

Prolog; New time


~ 2018 ROK ~ 

Lia stanęła na palcach i pociągnęła klamkę w dół. Lekcje baletu zakończyły się godzinę temu, jednak rodzice jej nie odebrali. Przyszła po nią Maria, jej starsza siostra. Bardzo się spieszyła, więc poczekała, aż siostra pokona schody i przekroczy próg mieszkania, by następnie móc spokojnie udać się na imprezę u swojej najlepszej przyjaciółki.
Po cichu weszła do mieszkania i zamknęła za sobą drzwi. Ściągnęła buciki, rozpięła kurtkę i ściskając w dłoni swoje ukochane baletki, udała się w kierunku salonu. Usłyszała dźwięk tłukącego się szkła i zastygła w bezruchu. Dostrzegła mamę, która niestarannie zbierała kawałki rozbitego wazonu i tatę, który opierał się o parapet i błądził nieobecnym wzrokiem za oknem.
- Dlaczego mi to zrobiłaś? - Fabregas nerwowo obrócił się w kierunku Danielii i patrzył na nią z wyczekiwaniem. Lia była uczona, że nie wolno podsłuchiwać, ale bała się cokolwiek powiedzieć, bądź gdziekolwiek pójść, gdy tata jest taki zły. Daniella powoli podniosła się z podłogi i spojrzała narzeczonemu w oczy.
- To była chwila słabości..
- Ta chwila słabości trwała rok!
- Zakończyłam tą znajomość.
- Myślisz, że ma to teraz jakiekolwiek znaczenie? - wycedził przez zaciśnięte zęby i mając ręce schowane w kieszeni, kopnął w największy kawałek wazonu. - Do tego z Terrym.. moim kolegą z drużyny.. - Lia nic z tej rozmowy nie rozumiała. Szybciutko weszła po schodach i zamknęła się w swoim pokoju. Usiadła na parapecie, ściskając w rączkach swoje ukochane baletki, które dostała od Cioci Carloty na zeszłoroczne święta. Obserwowała Londyn, który z każdą godziną był zasypywany tonami śniegu. Lubiła śnieg. Lubiła zimę i co roku wyczekiwała świąt. Zawsze wtedy przyjeżdżali dziadkowie, ciocia Carlota i wujek Gerard z rodziną. Po chwili usłyszała, jak tata wymawia jej imię i szybciutko zeszła z parapetu i podbiegła otworzyć drzwi.
- Lia! Tak się bałem.. - Cesc wziął córeczkę w ramiona i mocno do siebie przytulił. - nadal twierdzisz, że Maria jest odpowiedzialna?! Miała przyprowadzić do nas Lię, gdzie ona teraz jest?!
- Na imprezie. - Daniella nie patrzyła mu w oczy, skubała nerwowo paznokcie i stała parę metrów od niego.
- Jesteście obie takie same. - Cesc obrzucił dziewczynę pogardliwym spojrzeniem i poprawił córkę na rękach. - to koniec. Zabieram Lię i wyjeżdżamy.
- Cesc! Są święta, nie zachowujmy się jak dzieci!
- Przemyśl to co powiedziałaś i zacznij praktykować w swoim życiu. - Daniella prychnęła i poprawiła włosy, które opadały jej na prawie ramię. Przez chwilę zastanawiała się co powiedzieć i podeszła bliżej swojego partnera. - Cesc.. są święta..
- Dziękuję, za tak wspaniały świąteczny prezent. - wyszeptał, całując Lię w czoło. W jego oczach gromadziły się łzy, których nie był w stanie opanować. Długo między nimi panowała cisza. W końcu Fabregas odchrząknął i ruszył w kierunku sypialni.
- Dokąd idziesz? - wyszeptała za nim Daniella, jednak nie dostała odpowiedzi. Dostrzegła, jak jej ukochany wrzuca do walizki wszystkie swoje rzeczy. Później udał się do pokoju Lii i uczynił do samo z jej ubrankami. Daniella przyglądała się wszystkiemu w ciszy, opierając się o futrynę w drzwiach. Lia nic nie mówiła, ale wiedziała, że dzieje się coś złego. Po parunastu minutach przyszedł po nią tata i mocno ścisnął jej rączkę.
- To koniec, nie szukaj nas. - minął swoją byłą partnerkę w drzwiach i szybko znalazł się na zewnątrz, gdzie stał zaparkowany samochód. Posadził córkę w foteliku, włożył walizki do bagażnika i przekręcił klucz w stacyjce.

_______________________________________

Zawieszam na czas grudnia bloga o Shakirze! Bardzo przepraszam, ale postanowiłam napisać którego bloga, o tematyce świątecznej :)) mam nadzieję, że projekt uda mi się zrealizować do wigilii ^^
Rozdziały będą pojawiać się co trzy dni :)) 
Mam nadzieję, że prolog się podoba i zachęci do czyta :))

(rozdziały będą raczej krótkie, nie oczekujcie ode mnie w tym blogu moich nudnych wypracowań ;*:))
Do następnego! ;*