- Lia, Skarbie.. co się dzieje? - dziewczyna oderwała wzrok od okna i oparła głowę na ramieniu dziadka.
- Nie chce jej tu..
- Nie przejmuj się, ja też nie potrafię na nią patrzeć. - cicho się zaśmiała i wygodnie usiadła na krześle, ponieważ do pomieszczenia weszła Daniella, a za nią reszta rodziny. Lia obrzuciła ją chłodnym spojrzeniem, czego nie odwzajemniła jej matka. Ciepło się uśmiechnęła i na jej nieszczęście zajęła miejsce obok niej.
- Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję. - wymamrotała i błagalnie spojrzała na Cesca, który był cały w skowronkach. Po paru minutach wszyscy siedzieli przy wigilijnym stole. Kosztowali świątecznych potraw, rozmawiali o zmianach, które nastąpiły w ich życiu i częstowali się winem. Lia całą wigilię przegadała z dziadkiem, perfidnie ignorując prośby Danielii, by zamieniła z nią parę słów. Nie podzieliła się z nią nawet opłatkiem.
- Moi drodzy! - w salonie rozległ się głos Fabregasa. Lia spojrzała na ojca z zapytaniem, gdy zauważyła stojącego u jego boku Daniellę, z szerokim uśmiechem. - razem z Daniellą, chcielibyśmy coś ogłosić, korzystając z okazji, że jesteśmy tutaj wszyscy razem. - Lia zaczynała się domyśleć, o czym chce poinformować całą rodzinę Hiszpan.
- Nie zrobisz mi tego.. - wyszeptała sama do siebie, zaciskając kciuki.
- Ja i Daniella postanowiliśmy się pobrać. - Lia stała na środku pokoju tępo wpatrując się w rozradowanego ojca, którego obściskiwała jej matka. Spojrzała na dziadka, który tak jak ona, nie był zadowolony z obrotu spraw. Była sparaliżowana, nie potrafiła wydusić ani słowa sprzeciwu. Ponownie spojrzała na dziadka, który podszedł do niej i złożył pocałunek na jej policzku. Po czym założył płaszcz i opuścił dom syna. Pozostała część rodziny gorączkowo rozmawiała o ślubie i wznosiła z tego powodu toasty.
- Lia, nie cieszysz się? - usłyszała pełen przesadzonej słodyczy głos matki i po chwili poczuła na sobie spojrzenie każdego z domowników. Odzyskała głos i swobodę ruchu. Blado się uśmiechnęła, po czym zażenowaniem pokręciła głową.
- Nie. Nie cieszę się. - zapadła cisza. Każdy z zakłopotaniem na siebie spoglądał i cierpliwie wyczekiwał awantury, która zaraz miała wybuchnąć pomiędzy Lią, a jej ojcem.
- Lia, będziesz miała oboje rodziców przy sobie..
- Ja mam tylko tatę. - chłodno spojrzała na Daniellę, na której twarzy pojawił się grymas.
- Lia, rozumiem, że możesz mieć do mnie uraz,. ale daj mi szansę..
- Róbcie sobie co chcecie, pobierajcie się, zdradzajcie, to mnie nie dotyczy, mam swoje życie. - powiedziała na jednym wdechu, po czym udała się do przedpokoju zabierając płaszcz z garderoby.
- Lia wróć! - usłyszała za sobą pełen determinacji głos ojca. Zignorowała go. Zapięła płaszcz i wyszła z domu na zasypane śniegiem ulice Londynu.
~ * ~
Będąc na chłodnym powietrzu wszystkie negatywne emocje z niej wyparowały. Jej marsz był spokojny, wzrok nieobecny. Powoli kroczyła przed siebie nie mając określonego celu. Nogi jednak same poniosły ją na most, nad którym przez lata spędzała wiele czasu. Oparła się o jego poręcz i wpatrywała się w granatowe niebo.
- Wszystko w porządku? - usłyszała po swojej prawej stronie ciepły i znajomy głos, na którego dźwięk delikatnie się wzdrygnęła.
- Milan? Co ty tutaj robisz? Dlaczego nie jesteś z rodziną?
- Jeszcze nie przylecieli z Barcelony, opóźnienia jakieś są na lotnisku. - pogodnie się uśmiechnął i przybliżył do przyjaciółki. - a ty? Co tutaj robisz? - Lia spuściła wzrok na zasypaną śniegiem taflę jeziora i niepewnie oparła głowę o ramię przyjaciela.
- Troszeczkę mnie poniosło.. tata i mama się pobierają.. - Milan cicho westchnął rozumiejąc zachowanie Lii. Oparł głowę o jej głowę i objął ramieniem.
- Może mama się zmieniła? Każdy zasługuje na drugą szansę. - Lia gorzko się zaśmiała i spojrzała w jego ciemne oczy.
- Wiesz co?
- Nie mam pojęcia.
- Nie jesteś przypadkiem aniołem?
- Co masz na myśli?
- No.. - Lia zarumieniła się czując na sobie wzrok Hiszpana. Podniosła głowę i niepewnie spoglądała mu w oczy. - zawsze jesteś kiedy Cię potrzebuję, a nawet Cię o to nie proszę.. jak anioł stróż.
- Wierzysz w anioły, a w Boga nie? - Lia badawczo mu się przyglądała, dopiero po chwili rozumiejąc, co powiedziała. - przecież anioły są wysłannikami Boga. - Milan szeroko się uśmiechał patrząc jej w oczy, po chwili przenosząc wzrok na kościół przed nimi. - przepraszam, że za każdym razem rozpoczynam ten temat, ale.. kim dla Ciebie jest Bóg? Co czujesz, jak o nim myślisz? - Lia bała się odpowiedzieć. Radość na twarzy Hiszpana sugerowała, że osiągnął swój zamierzony cel, który do tej pory nie był jej znany.
- Dla mnie Bóg nie istnieje.. jak o nim myślę, to czuję odrazę.. nienawiść.. nigdy Go przy mnie nie było, jak Go potrzebowałam. - Niepewnie na niego spojrzała i ponownie dostrzegła szeroki uśmiech,
- Wytłumacz mi jak możesz nienawidzić kogoś, kto według Ciebie nie istnieje? - między dwójką przyjaciół zapanowała cisza. Nie była ona w jakimś stopniu krępująca, wręcz przeciwnie. Była to cisza, która dała młodej dziewczynie do myślenia. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo była głupia, jak bardzo chciała wszystkim udowodnić, że to, w co wierzą ludzie jest brednią wyssaną z palca. Wmawiała sobie, że Boga nie ma.. a tak naprawdę wielokrotnie o Nim myślała i zastanawiała się, dlaczego nie chce jej pomóc. - Lia, jesteś tu ze mną? - usłyszała śmiech przyjaciela i po chwili znalazła się w jego ramionach. Przytulała go do siebie najmocniej jak potrafiła, Czuła, że w jej oczach gromadzą się łzy.
- Milan.. ja nie wiem jak ty to zrobiłeś.. Boże, jaka ja byłam głupia..
- Spokojnie. Lepiej późno niż wcale.
- Dziękuję. - Spojrzała mu w oczy i delikatnie się uśmiechnęła. Teraz wszystko wydawało jej się takie proste. Wróci do domu, przeprosi tatę i spróbuje wybaczyć matce. Wszystko dzięki Hiszpanowi. Długo patrzyli sobie w oczy. Lia nie mogła się dłużej powstrzymywać. Stanęła na palcach i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Milan był zdziwiony zachowaniem przyjaciółki, co nie znaczy, że pocałunek mu się nie podobał. - wesołych świąt.
- Wesołych świąt. - Lia zrobiła dwa kroki w tył, uwalniając swoją dłoń z uścisku przyjaciela, ciągle patrząc mu w oczy. Uśmiechnęli się do siebie i Lia udała się w kierunku domu. Po chwili odwróciła się, by móc jeszcze raz na niego spojrzeć, lecz już go nie było..
________________________________________
Przepraszam, ze rozdział pojawia się dziś, a nie tak jak planowo miało być, czyli wczoraj :)
Epilog pojawi się w Wigilię, na 101% :3
Co do bloga - inspiracją do napisania takiego opowiadania był film "Bóg nie umarł" :) osobiście bardzo go polecam ^^ słowa "Wytłumacz mi jak możesz nienawidzić kogoś, kto według Ciebie nie istnieje?" są właśnie zaczerpnięte z scenariuszu tego właśnie filmu :)
Następny jak i ostatni już rozdział pojawi się 24 grudnia :))
Czemu już koniec? ;c
OdpowiedzUsuńBlog jest rewelacyjny, zazdroszczę talentu ;*
Czekam na epilog ♥
taki świetny blog, a tu koniec za pasem :'(
OdpowiedzUsuńAww, kochani ♥
Niech Lia da szanse matce, może przez te lata się zmieniła...?
Wyczekuję Wigilii ♥♥
Nie kończ :( Ja chcę, żeby ona była z Milanem i nigdy nie wybaczyła matce :)
OdpowiedzUsuńRozdział znowu cudowny :*
Czekam na epilog, to swoją drogą. ALE Z DRUGIEJ STRONY NIE MOGĘ PRZEBOLEĆ, ŻE TO JUŻ KONIEC, ehh.
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt! :3
Fajnie :)
OdpowiedzUsuńAle ta cała gadka o Bogu jest męcząca jak dla mnie
Uwielbiam :D
OdpowiedzUsuńMega rozdział, bardzo mi się podobał tylko jedynie gadka Milana o Bogu odrobinkę mnie irytowała, ale to to super. Szkoda że to koniec. :<
OdpowiedzUsuńCzekam na jutrzejszy rozdział.
PS. zapraszam do siebie, na świąteczne opowiadanie. http://navidad-en-aeropuerto.blogspot.com/2014/12/navidad-en-aeropuerto-por-que-no.html